Monika

Bardzo dużo czasu zajęło, zanim dowiedziałam się na co choruję.

Problemy ze zdrowiem rozpoczęły się u mnie w 2002 roku. Zaczęło się zaraz po ukąszeniu, bóle grypopodobne, rumień. Po roku zaczęła strasznie boleć głowa i wystąpił paraliż po lewej stronie twarzy.

Trafiłam na neurologię z podejrzeniem guza mózgu. Diagnoza na szczęście nie potwierdziła się. Wróciłam do domu z wypisem ze to migrena.

Głowa bolała coraz bardziej i częściej. Zaczęły do tego dochodzić bóle kręgosłupa, bioder, stawów, drętwienia kończyn górnych i dolnych. Któregoś dnia nie wstałam po prostu z łóżka, bo nie dałam rady.

Na nowo poszukiwania co mi jest.
Prywatne wizyty u różnych specjalistów.
Powtórnie szpital - tym razem podejrzenie tętniaka, a później SM.
Nic nie wyszło. Diagnoza jak wcześniej: migrena z porażeniem nerwu twarzowego.

Po tygodniu od wyjścia ze szpitala przestałam chodzić.

Moja męka zaczęła się od nowa. Skończyło się na tym, że mam iść do psychiatry, bo przecież wszystko jest dobrze w badaniach.

Zdiagnozowałam się sama po przeczytaniu artykułu w prasie kobiecej i zrobieniu badania w kierunku boreliozy. Wynik był dodatni.

Dwa tygodnie później dowiedziałam się, że jestem w ciąży.
Ciąża prowadzona pod osłoną amoxycyliny. Leczenie boreliozy metodą niestandardową, czyli polecaną przez międzynarodową organizację lekarzy ILADS, zaczęłam w lipcu ubiegłego roku. Niestety większość naszych lekarzy potępia ten rodzaj leczenia twierdząc, że borelioza jest wyleczalna w cztery tygodnie.

Również jeśli chodzi o badania jest problem z diagnostyką (nie ma pewnego testu, a dostępne są bardzo drogie). Wykonałam badania w Poznaniu w Centrum Badań DNA - panel infekcji odkleszczowych. Wszystkie wyniki negatywne, czyli że jestem zdrowa?

Niestety nie. Mój lekarz prowadzący wyprowadził mnie z błędu - przy tak starym zakażeniu wyniki mogą wyjść fałszywie ujemne. Testy można powtarzać co jakiś czas, może wyjdą. Tylko, że są one drogie. Cały panel na boreliozę i koinfekcje, to wydatek ok. 700 zł. A nawet więcej.

Zdecydowałam się wtedy na próbną antybiotykoterapię. Reakcja na leki wystąpiła po trzech dniach. Zaczęły się tzw. "herxy", czyli obumieranie bakterii i wydalanie toksyn z organizmu.
Chwilami myślałam, że umieram.

Po dziewięciu miesiącach leczenia przestawała boleć głowa. Ale teraz zaczęły się dziać dziwne rzeczy z palcami (wykręcanie), które utrzymuje się od trzech miesięcy i zaczyna się to samo z nogami.
Zaczynam mieć znowu problemy z chodzeniem i boję się, że przestanę chodzić. Neurolog mówił, że to polineuropatia. Niestety nie zrobił badań w tym kierunku. Mogę zrobić, jeśli chcę, prywatnie. Tylko szkoda, że takie to wszystko drogie.

Problemy ze zdrowiem ma również mój piętnastomiesięczny syn. Ma astmę oskrzelową, która wymaga ciągłego podawania leków wziewnych. Do tego jeszcze skaza białkowa - odpowiednia dieta i mleko na receptę.
Lekarz zakaźnik mnie leczący, zasugerował badania w kierunku boreliozy (wrodzonej), niestety niewykonalne przy naszych dochodach. Wiem, że nie mogę przerwać leczenia i poddać się, tylko za co się leczyć?


Monika

Wpłaty prosimy kierować na konto:
Fundacja Dzieciom "Zdążyć z Pomocą"
nr konta: 41 1240 1037 1111 0010 1321 9362
tytułem: darowizna na leczenie i rehabilitację Strządała Monika
link do strony Moniki