Piotr

To było latem 1995 r, podczas pielgrzymki autokarowej do Fatimy. Na postoju poszedłem "pod drzewko" i tam mnie coś ukąsiło.

Nie miałem tzw. rumienia wędrującego. Dopiero po miesiącu to usunąłem ze skóry, bo to cały czas ropiało. To był kleszcz. Wówczas nie miałem pojęcia o boreliozie, mimo że sam jestem lekarzem. Zbagatelizowałem to.

Zaczęło się mniej więcej po 6 miesiącach: osłabienie, zawroty głowy, podwójne i niewyraźne widzenie, bóle kręgosłupa odcinka szyjnego, duszność i arytmia, niepewny chód - wszystko początkowo napadowe, bardzo ulotne, z czasem nasilające się i coraz dłużej trwające. Koledzy z pracy położyli mnie na oddział internistyczny - mnóstwo badań w normie. Hipochondryk, nerwica. Aż w końcu na dyżurze zasłabłem. "R-ka". Zawieziono mnie na kardiologię. I znowu badania w normie. I znowu pobyt na internie - kolejne badania w normie.

Przypomniałem sobie, że coś mnie kiedyś ukąsiło. Borelioza. Pobyt w Klinice Chorób Zakaźnych, 1 miesiąc antybiotyk i wyraźna poprawa. Niestety tylko na 2 miesiące. W Państwowym Zakładzie Higieny w Warszawie wyhodowano krętki Borrelia burgdorferi czyli bakterie wywołujące boreliozę. Ale zakaźnicy w to powątpiewali.

Znalazłem się w Klinice Neurologicznej - badania znowu w normie. Skoro wyszły dodatnie hodowle krętków po 30 dniowej antybiotykoterapii, a ja jestem kawalerem w wieku 32 lat, to może...ma HIVa. Wezwano moją mamę na rozmowę typu czy się interesuję kobietami czy i może mężczyznami... Kilkukrotne badania HIV ujemne.

Tylko dlatego że jestem lekarzem i pochodzę z rodziny lekarskiej podano ponownie antybiotyk, który nomen omen sam sprowadzałem - przecież zakaźnicy powiedzieli, że te hodowle krętków w PZH w Warszawie wychodzą u wielu nawet zdrowych osób i są fałszywie dodatnie!

Po antybiotyku poczułem sie znowu lepiej, ale pan profesor stwierdził: "masz chłopie potężną nerwicę. W tym PZH widocznie krętki fruwają w powietrzu. Gdybyś miał świeże zakażenie, to byś miał przeciwciała IgM" ( u mnie były tylko IgG). Była poprawa na 2-3 miesiące, potem znowu nawrót dolegliwości. Kolejne konsultacje u doktorów z doktoratem, docentów, profesorów. A u mnie nadal dodatnie hodowle w PZH i ja się czułem coraz gorzej. W pracy podśmiewano się ze mnie - wariat. Znowu pobyty w Klinikach Neurologicznych i Chorób Zakaźnych. A ja ciągle brałem z przerwami antybiotyki, coraz mocniejsze i droższe, myśląc, że te krętki są odporne na wiele z nich. Profesorowie twierdzili,że skoro po antybiotykach czuję się lepiej, to jest tzw efekt placebo i że mam potworną nerwicę.

Odszedłem od Boga, zacząłem chodzić po bioenergoterapeutach, wróżkach. Okrzyknięto mnie "antybiotykowym ćpunem". Super wariat. Porzuciła mnie dziewczyna, a gdy poznałem drugą, to sam z nią zerwałem, mimo że ona wierzyła, że coś mi jest - dopóki jestem chory, nie będę zakładał rodziny, aby nie być dla nikogo utrapieniem. W końcu załamałem się, miałem myśli samobójcze - karetką na sygnale zawieziono mnie do Kliniki Psychiatrycznej.

Rodzina lekarska - opisano dokładnie moje objawy i badania, przetłumaczono i wysłano do lekarzy na całym świecie, na hasło: na ratunek. Wtedy nie było polskiego forum o boreliozie. Odpisali m.in. Amerykanie, wskazując na prace doktora Burrascano. Pojechałem do Częstochowy, od nowa zawierzyłem swoje życie Panu Bogu i Pani Jasnogórskiej, zacząłem się modlić na Różańcu i za wstawiennictwem Jana Pawła II. Zacząłem przewlekłą antybiotykoterapię kilkoma antybiotykami naraz.

Obecnie mam 41 lat, profilaktycznie 1-2 x w roku biorę antybiotyki, stosuję okresowo rewelacyjną dietę wg dr med. E. Dąbrowskiej, normalnie pracuję w zawodzie. Od 3 lat jestem żonaty - mam szczęśliwą rodzinę. Codziennie odmawiam Różaniec, w tym 1 dziesiątkę za...wszystkich chorych na boreliozę.

NIE TRAĆCIE NADZIEI - ZAUFAJCIE BOGU

Piotrek K.