ren      Sebastian


"Wiosna"

Zaczęła się wiosna. I choć nie do końca może to odpowiadać temu co widzimy za oknem, jednak w przyrodzie pojawiają się jej oznaki rozpoczęcia. Rozpoczęcia okresu odrodzenia w przyrodzie, pobudki z długiej zimowej stagnacji.
Dla większości zapewne wiosna kojarzy się z wybuchem kolorów, słońcem i radosnym pobudzeniem, przypływem nowych pokładów energii.
To wszystko sprzyja powstawaniu nowych planów, nowych zamierzeń.

Rozkwitająca tysiącem kolorów, wiosna sprzyja również powstawaniu górskich planów. Wielu z nas zacznie planować krótkie wiosenne wypady, jak i te dłuższe eskapady w lecie. Wraz z rozkwitającą zielenią, z eksplozją energii, serca wszystkich kochających góry będą się w nie rwać.
Tu jednak pozwolę sobie na pewną przestrogę, być może pomoże ona Wam zmniejszyć niebezpieczeństwo związane z takimi wypadami, aby nie pozostawiły one po sobie przykrych pamiątek w postaci... boreliozy.
Wiosna bowiem to nie tylko piękne żywe kolory, zapierające dech w piersiach górskie widoki. To również czas odrodzenia w przyrodzie wszelkich zwierząt, zarówno tych dużych i jak tych małych, o których zazwyczaj nie pamiętamy, a które mogą w dotkliwy sposób zniszczyć nam nasze życie jakie znaliśmy. Niewątpliwie do takich stworzeń należą kleszcze. Wraz z topnieniem zimowych śniegów, często gdy jeszcze wiosna w górach jest jeszcze jedynie zamiarem przyrody, odradzają się kleszcze.

Z pierwszymi ciepłymi promieniami słońca powracają one do życia, by szybko zacząć się rozmnażać. Najczęściej ich największy "wysyp" zdarza się w okolicach końca kwietnia - połowy maja. Jednak, jak wspomniałem, należy być czujnym dużo wcześniej. Same kleszcze, choć związane z raczej mało komfortową przygodą, związaną z ich usuwaniem (jeśli je zauważymy przed zakończeniem przez nie żerowania), nie stanowią takiego zagrożenia, jak to co przenoszą one w swej ślinie. Wraz z ukąszeniem przez kleszcza otrzymujemy często przykrą niespodziankę - zarazki boreliozy. Możliwe są również zakażenia innymi patogenami, że wspomnę tu jedynie o dwóch: Bartonella lub Babeszjoza. Nie będę tu opowiadał o możliwych wszystkich komplikacjach powodowanych przez boreliozę. Ograniczę się do dania świadectwa na własnym przykładzie.

Choroba ta zniszczyła bardzo wiele w moim życiu, a niestety pomimo podjętego "oficjalnego" (czytaj NFZ-owskiego) leczenia, wciąż sięga po więcej, wciąż coraz bardziej ograniczając moje możliwości fizyczne. Borelioza często nazywana jest wielkim imitatorem, jest to ze wszech miar trafne określenie. Przebieg choroby może bowiem często imitować z goła inne, prowokujące lekarzy do mylnej interpretacji objawy, gdy tak naprawdę toczy nas właśnie ona. W moim przypadku były to objawy przypominające udar mózgu. I tym też tropem początkowo szli lekarze, czyli ful standard, objawowe badanie neurologiczne, rezonans, tomograf, konsultacje... i nic. Żadnego krwawienia do mózgu. Natomiast objawy całkowicie zaprzeczały wynikom laboratoryjnym, niedosłuch, szumy i piski w uszach, zaburzenia równowagi, niedowład dłoni, szczególnie prawej, zaburzenia koncentracji i pamięci krótkotrwałej.

I w końcu, bardziej z przypadku, niż celowo, trafiono - borelioza. Nie udało się określić jak dawno nastąpiło zakażenie, co ma kluczowe znaczenie dla przebiegu leczenia. Oczywiście pytano mnie jak dawno mnie ukąsił kleszcz, ba... cóż miałem powiedzieć? Że byłem ignorantem jak wielu z nas, że po prostu zdarzało się to tak wiele razy i doprawdy nigdy do głowy nie przyszło mi iść wyciągnąć go do lekarza, lecz zazwyczaj robiłem to sam. Co roku, jak wszyscy kochający góry włóczę się po lasach, zdarzały się ugryzienia. W którymś momencie musiał mnie ugryźć zarażony kleszcz... nie jest możliwe ustalenia dokładnego czasu, jako że objawy choroby mogą pozostawać w ukryciu całe długie lata, a nawet powyżej 10 lat. Dlatego nie łudźcie się, że jeśli (jak głosi oficjalna propaganda) nie wystąpił po ugryzieniu rumień, lub nie macie innych specyficznych objawów, że jesteście zdrowi. Choroba może już w Was się rozwijać. Dlatego tak ważne jest, aby zawsze po ugryzieniu udać się do lekarza, nawet jeśli już wyjęliście kleszcza, powiedzieć o zaistniałej sytuacji i rozpocząć prewencyjne leczenie. Doprawdy jest to niska cena, w porównaniu z nieleczonymi i nierozpoznanymi do końca konsekwencjami, wystarczy tutaj spojrzeć na mnie.

Rumień po ugryzieniu, świadczący o zakażeniu występuje zaledwie u 35 % pacjentów, u reszty choroba początkowo przebiega bezobjawowo. Kiedy już otwarcie zaatakuję, jest już często bardzo zaawansowana. W ciągu niepełnego roku jaki minął od czasu zdiagnozowania boreliozy, straciłem co najmniej 50% i tak już marnej sprawności fizycznej. Dręczą mnie nieustające szumy uszne i zaburzenia równowagi, pojawiają się bóle o nieokreślonej przyczynie, gorączka, skoki ciśnienia, cukru, a nawet omdlenia. Bardzo trudno żyć i zachować jako tako sprawność z tymi wszystkimi objawami, to ciągła nie kończąca się walka o każdy dzień. Nie piszę o tym, aby wzbudzić w Was współczucie, lecz jako świadectwo, pozostając w nadziei, że moja historia będzie dla Was przestrogą i skłoni do zmiany zachowania w przypadku ugryzienia oraz podniesie Waszą świadomość odnośnie tej przykrej choroby.

Apeluję do Was wszystkich, oglądajcie swoje ciało po powrocie z lasu, wytrzepcie, a najlepiej upierzcie swoją odzież, jeśli dojdzie do ugryzienia, zgłoście się do lekarza. I tu ważna uwaga, jeśli traficie na "niezainteresowanego" tym faktem lekarza - idźcie koniecznie do innego. Trzeba tu bowiem wspomnieć, że wśród polskich lekarzy borelioza wciąż pozostaje tematem tabu, ba często podchodzą do niej jak do czegoś z pogranicza zabobonów. Ma to swoje źródło zapewne w tym, że choroba ta wciąż pozostaje nie do końca zbadana, a lekarze dalecy są od zrozumienia jej mechanizmów działania, oraz możliwych konsekwencji. Jest to bowiem stosunkowo "młoda" choroba, a tylko Bóg jeden wie ile osób, zanim w ogóle ją nazwano, zmarło na powikłania, spowodowane przez spustoszenie w organizmie chorego.

I jeszcze jedna uwaga na koniec, prócz tego aby trafić do "zainteresowanego" lekarza, ważne jest to aby mieć świadomość że leczenie proponowane normalną oficjalną drogą NFZ-tu, czyli 4-6 tygodni antybiotykoterapii tylko u nielicznych przynosi rezultaty (zazwyczaj u tych którzy zarazili się stosunkowo niedawno), a u całej reszty choroba rozwija się w najlepsze (tak jest niestety i ze mną). Lekarze wówczas zazwyczaj umywają ręce i zaczyna się długa droga "spychoterapii". Zazwyczaj mówią o powtórzeniu kuracji za pół roku. Nie dajcie się zwieść, wiedzcie że leczenie proponowane przez NFZ jest tylko jednym z możliwych rozwiązań i jeśli okaże się nieskuteczne, szukajcie pomocy u lekarzy leczących inną metodą - metodą długotrwałej antybiotykoterapii. Takie leczenie odpowiednio dobranymi antybiotykami trwa wówczas od pół roku do nawet kilku lat i przynosi o wiele lepsze rezultaty niż kit proponowany przez NFZ. Dlatego jeśli doszło do zakażenia, jeśli przeszliście już oficjalne państwowe leczenie, NIE poddawajcie się! Szukajcie innych form leczenia i innych lekarzy o bardziej otwartych umysłach. Jeśli dojdzie do takiej sytuacji w Waszym przypadku, polecam udanie się na stronę www.borelioza.org, gdzie otrzymacie stosowne informację gdzie najbliżej Was możecie znaleźć takiego lekarza. Znajdziecie tam też wiele więcej informacji na temat tego alternatywnego leczenia, ja nie chcę tu za wiele się w kwestii stricte medycznej rozpisywać, gdyż będzie to z mojej strony czysto teoretyczne rozważanie, a jak by nie było są od tego bardziej kompetentni ludzie.

Z mojej strony daję jedynie świadectwo własnych historii i skromnej posiadanej w tej kwestii wiedzy. Niech ten przykład pozwoli Wam uniknąć przykrych niespodzianek. Pamiętajcie, że wcześniej podjęte, prewencyjne leczenie, prawie zawsze daje szansę na wyleczenie.
Życzę Wszystkim pięknych, niezapomnianych i bezpiecznych wypraw, bez niepożądanych niespodzianek.

    Sebastian, 05.04.2010
    www.s-nikiel-mojegory.pl